Chełmska 21. 50 lat Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w Warszawie – publikacja poświęcona polskim dokumentalistom; praca zbiorowa pod red. Bożeny Janickiej i Andrzeja Kołodyńskiego wydana w 2000 roku. Są tam szkice o twórcach filmów, a także rozmowy z nimi.

  • Andrzej Munk – tylko on – uchwycił tę wibrację między oficjalną propagandą, która importowanymi ze Wschodu sposobami nakłaniała do pracy, a rzeczywistym zaangażowaniem ludzi, którzy i bez propagandy, bez deklaracji, akcji i drętwej mowy robiliby to, co robili. Munk wiedział, że pod narzuconym, propagandowym rytuałem może kryć się własna prawda człowieka, który działa z rzeczywistego, nie narzuconego poczucia odpowiedzialności za siebie i innych. Konstatacja wtedy niewygodna, kwestionowała bowiem zasadność samopoczucia władzy jako demiurga, a niezbyt wygodna i dziś, bo przypomina, że osądy polityczne nie docierają do głębszej warstwy rzeczywistości, ona sama nie jest nigdy jednowymiarowa.
  • Człowiek jest ważniejszy niż sprawa. Unikam osądu, dystansu, publicystyki. Specjalizuję się w duchowych biografiach znanych artystów i całkiem anonimowych ludzi. Na ile to możliwe, staram się być w środku, nie na zewnątrz.
  • Dlaczego robię filmy dokumentalne? Na pozór odpowiedź jest prosta: chcę opowiedzieć o kraju, w którym żyję, o czasie, w którym żyję. Pokazać ludzi i problemy mojej współczesności.
  • Od kilkunastu lat zajmuję się prawie wyłącznie tematyką historyczną. Odkryłem czar starych fotografii i dokumentów, choć te ostatnie wydają się mało filmowe, ale to nieprawda. Ten pociąg do starych fotografii zaczął się znacznie wcześniej, od filmów Powszedni dzień gestapowca Schmidta czy Patrzę na twoją fotografię. Dlaczego historia? Jest tak wiele interesujących spraw i ludzi, czy to zapomnianych czy nie nieznanych (...). W planie mam znów stare fotografie i dokumenty: przede mną dzieje warszawskiego transportu miejskiego ze wszystkimi dramatycznymi kolejami losu, jakich historia nie szczędziła Warszawie.
  • [Praca dokumentalisty polega na] szukaniu drobnych elementów, składających się na – mówiąc nieskromnie – prawdę o człowieku. Uważne obserwowanie i gromadzenie szczegółów, z których składa się życie, jest w stanie taką prawdę uchwycić.
  • Uważam siebie za dość chłonnego obserwatora – ciśnienie osobistych fascynacji rodziło konieczność spowiedzi, podzielenia się spostrzeżeniami.
  • W owych latach, chociaż schwytani w klincz komunistycznej propagandy, próbowaliśmy tę prawdę wypowiedzieć, przemycić, zakamuflować, lawirując przy pomocy rykoszetów i karamboli między obrazem a dźwiękiem. Czasem obraz mówił prawdę, a dźwięk kłamał przymusowo, prawda montowała się nie w oku i nie w uchu, ale w mózgu domyślnego widza.
  • Zacząłem od filmów społeczno-publicystycznych, bo wówczas jeszcze naiwnie wierzyłem, że krytyczne filmy dokumentalne mogą ulepszyć socjalizm w Polsce; wielu wówczas chciało na fali entuzjazmu Października 1956 roku likwidować nieprawości stalinizmu i budować wspaniałą świetlaną przyszłość. Ale „czarna seria” szybko się skończyła, większość tych filmów powędrowała na półki, a z nimi i moje Miasteczko. Do dziś istnieje w archiwum WFD stara adnotacja czerwonym długopisem, że mój film można wydawać na projekcje „tylko w salach WFD i za zgodą dyrektora”. Jeszcze szybciej niż w Polsce odwilż skończyła się w ZSRR i Miasteczko nie zdobyło zaliczenia jako film dyplomowy.

Zobacz też: