Boomeritis
Boomeritis. Powieść, która da ci wolność (ang. Boomeritis: A Novel That Will Set You Free) – amerykańska postmodernistyczna powieść filozoficzna Kena Wilbera z 2002 roku; tłum. Krzysztof Mazurek.
- Chloe powoli uniosła oczy ku niebu, co oznaczało nieuchronną śmierć z nudów. Nie wiem dlaczego, ale wciąż podobała mi się ta Chloe. Sądzę, że to jej przewrotność i spryt, przeciwwaga mojego mamrotania i zacinania się w mowie i myśli. A iluż cudownie głupich i jakże żywych zjawisk nigdy bym bez niej nie zobaczył ani nie spróbował? Mimo to nie mogłem się powstrzymać od pytania, co ja takiego w niej widzę. Nie, to właściwie nie to mnie niepokoiło. Co ktoś taki jak ona widział we mnie – to pytanie zaczęło mnie nękać.
- Cóż dobrego z tego, że jest się mężczyzną, kiedy nie potrafi się obiektywnie patrzeć na przedmiot pożądania?
- Dziś mężczyźni są zmuszani do niewolnictwa ekonomicznego przez system prawny, który odbiera im prawo reprodukcyjne, a daje je kobiecie. Równość płci, niech skonam!
- Idziemy pełną parą! To było OLBRZYMIE. A tak w ogóle byliśmy u moich rodziców i oni ją POKOCHALI. Wszyscy ją kochają. Nigdy nie przeżywałem niczego takiego z drugim człowiekiem, to niesamowite, co się dzieje, kiedy jesteśmy razem. WSZYSTKO tam jest, umysł, ciało, duch, jesteśmy jak jedno wielkie niekończące się święto narodowe we wszystkich stanach naraz, jak duchowa supernowa w pełnym wybuchu.
- Opis: Stuart o Darii
- Integralny. To słowo wyraża integrację, spotkanie pod jednym dachem, łączenie, obejmowanie i scalanie. Nie chodzi o jednorodność, niwelację tych wszystkich wspaniałych różnic, kolorów, zygzaków i tęcz naszych istnień, ale o jedność i różnorodność, dzielenie wspólnych cech, a zarazem fantastycznych różnic – zastępowanie niechęci otwartością, wrogości szacunkiem, zapraszanie wszystkich do namiotu wzajemnego zrozumienia. Nie muszę się zgadzać na wszystko, co powiesz, ale przynajmniej powinienem spróbować to zrozumieć, bo przeciwieństwem współdziałania w rozumieniu jest po prostu wojna.
Wydaje się, że to najprostszy wybór. Pokój przeciwstawiony wojnie. A jednak historia nieprzyjemnie udokumentowała fakt, że większość rasy ludzkiej zgodnie i zgoła entuzjastycznie wybiera wojnę. Na każdy rok pokoju w historii ludzkości mieliśmy czternaście lat wojny.
- – Istnieje sporo potwierdzonych doświadczalnie dowodów na to – mówił z uśmiechem Jonathan – że kiedy 1 procent populacji miasta, powiedzmy, zaczyna medytować, statystyki przestępczości nagle idą ostro w dół. Morderstwa, gwałty, kradzieże, wszystko zanika. To zjawisko jest znane jako „efekt Maharishiego” i nawet sceptycy przyznają, że to zaskakujące zjawisko.
- I wtedy to zrobiliśmy. Kiedy nasze ciała się przeniknęły, mój wewnętrzny świat rozszerzył się, nie miał granic, nie było ani fantazji erotycznych, ani myśli, tylko czysta świadomość. Czułem szeroko otwartą obecność i to piękne, bezcielesne połączenie. Chyba pierwszy raz w życiu byłem w pełni obecny, kochając się z kobietą. Nie miałem orgazmu i wcale nie miałem ochoty na orgazm. Wiedziałem, że to błąd, że trzeba zostać na tej fali, nie pozwolić się jej rozproszyć.
- Joan spojrzała wprost na mnie; pod jej spojrzeniem czułem się zupełnie zagubiony, bo w bezgranicznym niebie jej oczu natychmiast tracisz punkty odniesienia, ciało nagle cię opuszcza i płyniesz na chmurach bezcielesnej cyberprzestrzeni. Kiedy patrzysz człowiekowi w oczy, ma tam przecież być coś solidnego, materialnego, co zapobiega spadnięciu w przepaść.
- Kiedy Foucault twierdził, że pewne formy prawdy są w rzeczywistości formami władzy i ucisku społecznego, na pewno miał rację – pomyślcie raz jeszcze choćby o siedmiu grzechach głównych i o tym, co ludzie robili sobie nawzajem w imię tych prawd.
- Kolejne dni przegadywaliśmy przez telefon, rozmawialiśmy godzinami, drążyliśmy swoje wnętrza, nurkowaliśmy coraz głębiej w studni, która się między nami rozwarła. Ja niedawno zakończyłem ośmioletni związek, a ona trzyletni, była związana z facetem o imieniu Bill. Po raz pierwszy byłem wolny i niezależny, po raz pierwszy od dziesięciu lat, więc postanowiłem, że poświęcę moje życie medytacji i muzyce. Taki miałem chytry plan. Po jednym dniu z Darią podarłem ten plan na strzępy i gdzieś w moim umyśle zaczęło się rodzić wielkie pytanie.
- Komponent psychologii poznawczej jest nieskomplikowany i wydaje się dość dobrze posadowiony. Powiada on, że systemy przekonań wyznaczają doświadczenia i przeżycia ludzi. Jeśli człowiek zmieni przekonania, zupełnie inaczej podchodzi do życia. To rzeczywiście prawda. Chociaż nie potrafię wybierać własnych odczuć, mogę wybrać swoje podejście do nich, a jeżeli w miarę spójnie zmienię przekonania i przewartościuję przeżycia – przechodząc na przykład od doświadczeń cynizmu do doświadczenia troski, od pesymizmu do optymizmu, od umniejszania własnej wartości do akceptacji samego siebie – będę mogła zmienić swoje spojrzenie na życie.
- (…) ludzie są odpowiedzialni za własne uczucia. Perls zapewne zacząłby od tego, że jedyne słowa bolesnej krytyki to takie, co do których podejrzewamy, że są prawdziwe, ale nie chcemy ich przyjąć do wiadomości. Nawet jeżeli jakieś oskarżenie jest nieprawdziwe, boli tylko wtedy, jeśli ktoś potajemnie podejrzewa, że to prawda.
- Mój umysł był ponaciągany jak mięśnie gimnastyka trenującego szpagat, mózg popalony serią myśli zbyt ekstremalnych, żeby je ot tak sobie przyjąć.
- Na pewno nie, nie mam zamiaru na ciebie patrzeć. Znam tę sztuczkę, tę sztuczkę z niebem w oczach. Patrzę ci w oczy, a później nagle jestem w jakichś przestworzach bez granic, pełnych szczęścia, które mają być moim prawdziwym ja, ale są prawdopodobnie jakimś hormonalnym korkiem prosto z jąder, jakimś potwornym karambolem z pięćdziesięciu samochodów w moim układzie limbicznym. Nic z tego, zapomnij.
- Opis: Ken do Joan.
- Nie chodzi o to, że takie działania są złe. Chodzi tylko to, że same w sobie potężnie alienują i dzielą na sektory; jest to pewien rodzaj patologicznego pluralizmu, który ku zaskoczeniu normalnych ludzi zakłada, że moja grupa mnie przyjmie, kiedy oskarżę i potępię tę grupę, której akceptacji pragnę. Biorę na celownik jako wrogów tych, których potrzebuję jako sprzymierzeńców dlatego, że patrzę na rzeczywistość etnocentrycznie, a nie światocentrycznie. Próbuję uratować swoją tożsamość etnocentryczną, skutecznie sabotując i niszcząc to, co ją potwierdza.
- Opis: wykład Lesy Powell
- Nie można i nie sposób zmusić ludzi do szacunku. To wszyscy wiemy. Nie mogę wydać dekretu mówiącego o tym, że macie mnie kochać i szanować. Mogę co najwyżej wydać dekret, który rządzi waszym zachowaniem, ale nie waszymi myślami. Przedstawiciele wielokulturowości żądają więcej. Chcą, by tożsamości grup nie tylko tolerowano, ale też uznawano oraz szanowano. Proszą o zmiany postaw, a nie tylko o zewnętrzne reguły rządzące ludzkim zachowaniem.
- Nieco później, tej samej nocy, uprawialiśmy coś w rodzaju seksu, ale tak naprawdę on nigdy się nie zaczął, a raczej nigdy nie skończył, bo w porównaniu ze świetlistym szczęściem płynącym z ecstasy seks cielesny był rozczarowaniem jak przyciężkawy intruz wdzierający się w wirującą, migoczącą i ekscytującą przestrzeń. Nawet piersi Chloe były mało pociągające na tle rosnącej, niebiańskiej euforii. Gdzie kończy się ciało i zaczyna muzyka? Czy tak by to wyglądało, gdybyśmy naprawdę mogli zniknąć w cyberprzestrzeni? Płynąć w powietrzu bezcieleśnie, podróżować z prędkością myśli, człowiek rozszczepiony dziesiętnie na miliardy bajtów, które kaskadą płyną przez światłowody, to przygoda, w porównaniu z którą nawet seks wydaje się nudny…
- Nie wiem, jak długo się kochaliśmy, ale następnego dnia rano całe ciało miałem tak obolałe, jakbym uczestniczył w orgii z tuzinem aniołów.
- Nikt jednak nie był do końca pewien, jak zweryfikować to, czy naprawdę stworzyliśmy inteligentne maszyny. Miałem swój własny test, lepszy niż test Turinga – komputer musi mnie przekonać, że chcę popełnić samobójstwo. Jedyną racjonalną reakcją na istnienie był dylemat Hamleta: być albo nie być, a zatem pierwszą rzeczą, którą naprawdę inteligentna maszyna uczyni, będzie rzucenie się w odmęty rozwijającego się paraliżu kontemplacji pytania, czy nie lepiej z tym wszystkim skończyć. Tak, to byłaby bystra maszyna, siedziałaby rozedrgana, roztrzęsiona, ogarnięta lękiem i niepewnością, spoglądałaby w oczy widmu śmierci, cyfrowy krzyk wewnętrzny palący silikonowe łącza na wszystkie strony. Na razie one, to znaczy komputery, są dalekie od takich refleksji.
- O co ci chodzi? Przecież już podjąłeś decyzję, prawda? Nie chodzi mi o to, że mnie nie słuchasz, tato, bo słuchasz. Tylko że nie słyszysz tego, czego słuchasz. Słyszysz tylko to, co myślisz.
- Opis: rozmowa Kena z ojcem
- Ostatnim razem, kiedy się pomyliłem, myślałem, że wcześniej zrobiłem błąd.
- Oto co mówi Foucault: jeżeli przyjrzymy się dobrze poprzednim epokom, jeżeli spojrzymy na to, co uważano wtedy za prawdę – stanie się oczywiste, że „prawda” jest zjawiskiem arbitralnym, nomadycznym czy też wędrownym, zależnym od kontekstu kulturowego i kształtowanym przez historię. Co się w zasadzie stało z siedmioma grzechami głównymi? Czy dziś ktoś wierzy, że przez obżarstwo lub chciwość można wylądować w piekle? Boże, w dzisiejszym świecie siedem grzechów głównych jest warunkiem wstępnym i koniecznością, jeśli człowiek chce studiować na wydziale prawa. (…)
Jeżeli historia jest siedliskiem tylu tez głoszonych jako prawdy absolutne, skąd mamy wiedzieć, że dzisiejsze „prawdy” czymkolwiek się od nich różnią? Tak zwana prawda zmienia się niemal tak często jak moda damska.
- Powiada się, że religia dotyczy tego, co zewnętrzne, sztywne, hierarchiczne i instytucjonalne, a duchowość dotyczy wewnętrznych doświadczeń i przeżyć, świadomości i głębszych prawd, których nie sposób ująć w martwe ramy konwencjonalnych form.
- Przez kilka dni byłem zupełnie zagubiony i oszołomiony; na podstawie tej niszczącej informacji pisałem w wyobraźni fabuły głupich książek fantastycznonaukowych. Co by do cholery można było robić, żyjąc dwieście tysięcy lat? No cóż, pierwszego dnia włożyć grosz do banku i czekać, aż narośnie procent, a kiedy ma się czterysta lat i zaczyna przygotowywać do prawdziwego życia, jest się miliarderem. Spać z kim popadnie; w wieku stu dwudziestu tysięcy lat człowiek przespał się już ze wszystkimi na całej planecie. To z pewnością byłoby przygnębiające; trzeba by chodzić do psychoanalityka przez pierwsze pięć tysięcy lat spędzonych z własną matką.
- (…) siada przy stoliku. Jej lazurowe oczy zdają się połączone z nieskończonością, są jak przejrzystość i światłość, która otwiera się na niebo. Za jej oczami nie ma nic, tylko niebo. A z nieba bije jasne światło. Świat nie ma do niej wstępu, świat się z niej bierze.
- Ten wymiar jest szczególnie ważny, jeśli ktoś nie jest zbyt twórczy i bystry, lecz ma potrzebę ujrzenia siebie w roli kogoś znacznie ponad przeciętność. Dekonstrukcja dawała do ręki narzędzia, dzięki którym pewnym ludziom wydawało się, że są ponad wszystko. Ponad wielkie dzieła sztuki i filozofii, bo wystarczyło tylko wyrwać im spod nóg dywan.
- To było, jeszcze zanim zacząłem rozumieć tortury, które Chloe zadawała własnemu ciału, blizny na jej skórze, pęknięcia na jej duszy, w których chowała się miniaturowa wersja cierpień biednego Damiensa. Przy każdej torturze Damiens wrzeszczał: „Przebacz mi, Boże! Przebacz mi, Panie!”. Miesiące potrwało, zanim nauczyłem się rozróżniać zarysy podobnych okrzyków Chloe, jej rodzaj Boga, którego błagała o przebaczenie.
- – (…) Tu nie chodziło o mnie i o Darię, chodziło o to, że wtedy nagle rzeczywistość zamieniła się w zupełnie inną rzeczywistość, całowałem inną rzeczywistość i wiedziałem, że za chwilę utonę.
– I wtedy odjechałeś na rowerze? – podsunąłem mu dalszy ciąg. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać, bo jak to, na rowerze? Ile my mamy lat?
– Wiem, na Boga, że na rowerze, ale tak strasznie chciałem się stamtąd wyrwać! Więc pedałuję, płaczę, jadę na rowerze i łkam.
- Większość psychologów jest zdania, że na narcyzm można patrzeć pod różnymi kątami, ale jest to normalna cecha dzieciństwa i z tego modelu się wyrasta, przynajmniej w znacznym stopniu. Rozwój to tak właściwie stopniowy spadek poziomu egoizmu. Małe dziecko jest zawinięte we własny świat jak w kołdrę, nie pamięta o tym, co je otacza, i nie zdaje sobie sprawy z większości ludzkich interakcji. W miarę jak świadomość dziecka rośnie, pojawiają się zdolności i potencjał, dziecko zaczyna być świadome siebie i innych, potrafi postawić się na miejscu innych ludzi (…).
- Wszystko bowiem, do czego jesteśmy mocno przywiązani, traktujemy jako coś wyjątkowego, co kończy się zniekształceniem i ograniczeniem świadomości.
- Zebrania organizowane według zielonych reguł mają zawsze podobny przebieg: wszystkim wolno wyrażać własne uczucia, co często zajmuje całe godziny; przepracowywanie opinii nigdy się nie kończy, często nie zapada żadna decyzja, bo konkretny kierunek działań mógłby kogoś wykluczyć. Zebranie lub spotkanie uważa się za sukces nie wtedy, kiedy zebrani dojdą do jakiegoś wniosku, ale wtedy, kiedy wszyscy mogą podzielić się swoimi uczuciami. „Wolność to niekończące się spotkanie”, z naciskiem na „niekończące się”.
- Z początku ma to nawet sens. Nie odnoszę sukcesów, bo ktoś nie pozwala mi wstać; jestem ofiarą. Straszna ironia prób odnalezienia szacunku dla siebie w twierdzeniu, że jest się ofiarą, polega na tym, że jeżeli człowiekowi uda się przezwyciężyć rolę ofiary, traci specjalne przywileje i prawo do szczególnego traktowania. Zatem jeżeli ktoś uważa się i określa jako ofiarę, musi włożyć dużo pracy w to, by na zawsze nią pozostać.