Beksińscy. Portret podwójny

Beksińscy. Portret podwójnybiografia rodziny Beksińskich autorstwa Magdaleny Grzebałkowskiej wydana 10 lutego 2014 w Krakowie przez Społeczny Instytut Wydawniczy „Znak”.

Uwaga: W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznawane za wulgarne!
  • Droga Ewo. Mam do zakomunikowania smutną wiadomość. Tomek nie żyje. Popełnił samobójstwo w wigilię świąt i znalazłem go sztywnego w pierwszym dniu świąt o godzinie 15. Pisałem Ci o tym, że jest w tej sprawie od sierpnia, czy nawet dawniej, czerwony alert, no i tak się to wreszcie skończyło.
  • Godzinę temu pożegnałem koleżanki, które były do mnie zaproszone na bigos. Siedziały trzy godziny, gadaliśmy, słuchaliśmy muzyki i było fajnie.
  • I gdyby było czym… to chyba bym się skończył. Miałem do wyboru tylko podcięcie sobie żył albo powieszenie się. Gaz odpadał, bo było za mało czasu. Z cięcia żył zrezygnowałem: gdyby mnie, nie daj Boże, uratowali, to potem mogłem się rozstać z samobójczymi myślami, a gdybym sobie pouszkadzał ścięgna, to mógłbym mieć bezwładne ręce do końca życia. Jak się już zabijać, to na dobre. Wieszanie odpadało z powodu braku haka – wyjście na balkon było skreślone – zimno! Tak więc przeżyłem, choć tarzałem się po łóżku, jęcząc i myśląc co tu ze sobą zrobić.
  • Jakby od niechcenia dorzuca: „Zastanawiam się, czy nie przyspieszyć 1 lutego 1980 roku, więc nigdy nic nie wiadomo. Mam czasem napady. Kupiłem już sporo plastra, aby obkleić drzwi i okno oraz wywietrznik w kuchni, gdy odkręcę wszystkie kurki gazu. Przezorny zawsze ubezpieczony...
  • Jego bogiem jest Witold Gombrowicz, choć będzie temu zaprzeczał w liście do Marii Turlejskiej: „Pani tak pisze, jakbym żywił do niego stosunek szeregowca do führera. Ja nie znoszę autorytetów!”. Ale wytłumaczy: „Gdy [go] czytam, to strona po stronie, zdanie po zdaniu chciałbym wołać: »tak, tak, właśnie tak«. Gdybym sam mógł pisać, gdybym potrafił to wyrazić choć o połowę mniej precyzyjnie... To są moje myśli i gdy czytam je, to widzę je po raz pierwszy sformułowane. Zawsze to wiedziałem i zawsze o tym myślę, ale nie umiem tego »ująć«. (...) A jestem mimo wszystko czytelnikiem cholernie wybrednym.
  • Na odpuście kupi rewolwer na korki. Strzeli z niego pod gabinetem psychoanalityka i padnie mu pod nogi. „W pierwszej chwili facet całkowicie zdurniał, ale ponieważ szybko wstałem (cały szczęśliwy, oczywiście z rezultatu), to nie doszło do żadnych spazmów. Żałowałem tylko, że nie usmarowałem się na czerwono i nie leżałem nieco dłużej...”.
  • Ohydne są psy, dzieci i kobiety w ciąży. Zdzisław brzydzi się nawet gipsowym dzieciątkiem Jezus w kościelnym żłóbku. Nie znosi słowa „matka” ani samego macierzyństwa. Odczuwa seksualny wstręt do ciężarnych i do kobiet, które kiedykolwiek miały dziecko.
  • Paweł Handler zadaje artyście dwadzieścia ciosów. Osiem w klatkę piersiową. Przebija serce na wylot. Przestaje uderzać, gdy Beksiński już się nie rusza.
  • Ponieważ D. nie zdecydowała niczego, ja sam zdecydowałem i wszystko się urwało. To był dla mnie koszmarny dzień. Straszny. Do tego zerwania doszła jeszcze straszliwa awantura ze starym, ból głowy, zła pogoda działająca destruktywnie na układ nerwowy, no i skończyło się wszystko próbą odejścia w zaświaty.
  • Ponieważ prawie od dzieciństwa myślał o samobójstwie, to pragnąc go przekonać, że końca nie ma sensu przyspieszać, bo i tak nastąpi, posłużyłem się historyjką, jak to człowiek płynie łódką w kierunku wodospadu, który ją i jego pochłonie, a w łódce jest do wyboru kaktus i fotel. Czy ma sens – mówiłem – by w oczekiwaniu na nieuchronny koniec siedzieć przez cały czas na kaktusie zamiast na fotelu? Odpowiedział mi wtedy, że on nie widzi w ogóle sensu w beznadziejnym oczekiwaniu i wyskoczy z łódki”.
  • Student Zdzisław Beksiński ma dziewczynę. Pisze do niej listy „sercowe”. Ale mieszka na stancji i zauważa, że ktoś przeszukuje jego rzeczy i czyta korespondencję. Zostawia więc liścik w bieliźniarce: „Nie czyta się cudzych listów, stara, obrzydliwa kurwo”. O swojej pierwszej dziewczynie nigdy później nie wspomni, nie zdradzi jej imienia, nawet inicjału. Raz tylko napisze: „przy pełnej sali w loży Teatru Słowackiego w Krakowie, na socrealistycznej sztuce Lubow’ Jarowaja, miałem (...) pełne pożycie damsko-męskie”.
  • Tęskni za Zosią, ale zauważa, że jest mu lżej, bo nie musi się już o nikogo ani za nikogo martwić. Tak jak facet, któremu nogi odciął tramwaj, nie musi się już martwić kupowaniem butów i skarpetek.
  • To, że w lutym tego roku chciałem się dwa razy utrupić, to było co innego. Pierwszy raz wynikało to z jakiejś wewnętrznej kalkulacji, po prostu czułem, że chyba To mi wypada zrobić. Ale dlaczego? Nie wiem. Nie zrobiłem tego jednak do końca, bo przylazł mój stary, który chyba intuicyjnie wyczuł, że coś takiego mi przyjdzie do głowy. Drugim razem sam zakręciłem gaz w kuchni, puknąłem się w czoło i powiedziałem sobie sam: co ci to da, idioto? Czy to cokolwiek zmieni? Dla mnie skończy mękę, ale... po co się spieszyć? Co jest po drugiej stronie? Może to prawda z tym piekłem, niebem i innymi bzdurami? Poczekamy, zobaczymy. (...) Ja chyba nigdy nie przestanę nienawidzić świata. Ale dlaczego, tego nie wiem. Może psychiatra mi to wyjaśni. To jest zupełnie bez sensu. Nienawidzę ludzi i świata [jak] ci, którzy albo są ułomni, albo biedni, albo w trudnych sytuacjach. Ja nie jestem ani kaleką, ani nie narzekam na brak forsy, jestem na studiach, mam fajnych starych, mieszkanie... więc na co mam narzekać? Skąd ta nienawiść? Przecież nikt mi niczego nie zrobił. Nie wiem, do licha, nie wiem. Wiem tylko, że ten jad we mnie siedzi.
  • Ufiksował się teraz na samobójstwie i grozi, że porżnie się szkłem, że wyskoczy z okna etc. Naprawdę nie wiem, co w tym wypadku należy robić, ale jedno wiem, że trzeba te jego pogróżki traktować serio i broń Boże nie lekceważyć, bo nie jest wykluczone, że w grę wchodzić może także sprawa ambicji (»a właśnie, że się otruję«). Oczywiście cała sprawa ma tzw. podłoże, tyle że ani mnie, ani Pana, ani większości ludzi, których znam, takie same doświadczenia życiowe czy erotyczne nie byłyby zdolne nawet pozbawić snu, a co dopiero chęci życia. Tak więc myślę, że musimy przede wszystkim skoncentrować się jakoś nad tym, by bronić go przed nim samym, bo za następnym razem może mu się udać! Nie wspominam też, że w wyniku beztroskiej wiary w bezszmerowy skutek autolikwidacji przy pomocy szkła, żyletki, wyskakiwania z 10 piętra etc. może zostać kaleką lub paralitykiem do końca długiego i naprawdę wtedy beznadziejnego życia. Nie tak łatwo jest się zabić, jak to bywa na westernach... No to tyle tego mocno chaotycznego pisania (nie stać mnie w tej chwili na styl – od tygodnia prawie nie śpimy w domu). Tomek od jutra idzie na obserwację do szpitala psychiatrycznego, potem może na jakąś sensowną terapię, ale problem polega raczej na tym, by znalazł sobie cel w życiu i by nauczył się walczyć z przeciwnościami uniemożliwiającymi mu realizację tego celu.
  • W czerwcu 1981 roku zrezygnuje z terapii (poczuje się wyleczony). W lipcu 1981 roku popadnie w apatię i przestanie jeść. W przedpokoju zawiesi kartkę z napisem „Nie pomagać!” i wróci na terapię.
  • Wczoraj cmentarz wyglądał wspaniale wieczorem: dosłownie pożar! Aż mnie korciło, aby skoczyć z okna. (...) Teraz myślę tylko jak Wilk Stepowy: ech, co mi tam... brzytwa! Ale zamiast brzytwy mówię sobie »gaz«. Mam już sporo taśmy do obklejenia okien i drzwi, a także pigułki nasenne. To będzie dopiero bal. Wyliczam sobie czas – chyba doba wystarczy? Jeżeli więc zacznę ok. 16 po południu, to gdy starzy zrobią alarmu następnego dnia wieczorem, to chyba już nie będzie się czym przejmować? No nic, optymistycznie kończę tym akcentem i pozdrawiam serdecznie. Hej dr Jimmy.
  • Wigilię spędza sam w domu. Gotuje pierogi z paczki. Zjada posypane pieprzem i polane keczupem, zagryzając korniszonami. Przez całe święta chodzi po domu w koszuli z krótkim rękawem i w szortach. Jak zwykle.
  • Wprowadza do komputera napis: „Wszystko do dupy”. Wyświetla go przez całą dobę.
  • Wydaje mi się, że na tym przeklętym świecie jednego tylko brakuje: aby każdy miał prawo zastrzelić przynajmniej 10 osób na miesiąc. (...) Wiesz, chciałbym zdechnąć, aby dłużej nie żyć wśród tej bandy. Ale przed śmiercią chciałbym ich wszystkich usmażyć. Czy potępiasz mnie za te myśli? Mój stary powiedział, że każdy ma takie myśli. Nie wiem. Psychiatra nic na to nie powiedział. Ja uważam, że to nie jest normalne....
  • Zdzisław Beksiński do trzech największych totalitaryzmów będzie zaliczał: faszyzm, komunizm i katolicyzm.
  • Zeszyt jest formatu A4. Schludny jak pamiętnik dwunastolatki. Okładkę w zielone pasy Tomasz Beksiński podpisuje: „Notebook 1979. Doctor Jimmy”. Używając kolorowych flamastrów (czerwonego, zielonego, niebieskiego, fioletowego i turkusowego), wpisuje drukowanymi literami do zeszytu swoje wiersze po angielsku, pisze na brudno listy, notuje, kto jest mu dłużny pieniądze za nagrywanie taśm, sporządza spisy zakupów i spraw do załatwienia. Ale co kilka stron pismo się rwie, staje się niedbałe, niemal nieczytelne. „My mięso – zacząć uważać się za mięso”. „Czytanie Pisma Świętego?!” „Czy mam prawo odejść z tego świata”. „Gwałtowny impuls. Planowanie z zimną krwią”. „Tu nie chodzi o stracenie zmysłów, ale o kurewską wegetację”. „Czy mnie zależy na zmianie? Kurwa, jaka zmiana? Nie o to mi chodzi”. „Starych biorę pod uwagę”. „TAK! Nicość wieczna mnie pociąga, chociaż jest okropna”. „Ja też nie mogę na nic liczyć. Świat fantazji etc.”. „Też jestem świnia, dokuczam starym”. „Przeczekanie: kurwa, środki nasenne”. „Psychiatra. Prochy. Tak”. „Doctor Jimmy is dead”. „Nie mogę zanegować życia, jeśli nie biorę w nim udziału”. „Miłość”. „Moje samopoczucie psychiczne chujowe. Fizyczne ujdzie”. „Bycie potrzebnym – konieczność. To jeszcze coś ratuje. Pustka jest chujozum”.