Świat według Ludwiczka
amerykański animowany serial telewizyjny
Świat według Ludwiczka (ang. Life with Louie) – serial animowany produkcji USA.
Wypowiedzi postaci
edytujAndy Anderson
edytuj- Ależ to się strasznie pokomplikowało. Facet zaczyna z jedną matką – to jeden prezent. A potem matki wysypują się jak z rękawa.
- Blaster szmaster, prowadziłem czołg chłopcze, byłem na wojnie!
- Bob Hope występował kiedyś dla niemieckich jeńców. Pękali ze śmiechu, chociaż to Niemcy!
- Bracia Manski nie są nawet braćmi!
- Była… była… nigdy nie opuściła żadnego posiłku. Nie! Łatwiej byłoby mi napisać mowę pożegnalną dla Stalina!
- Cicha noc…
Nie, jak się ma jedenaścioro dzieci.
Święta noc…
A widzieli moje odciski?
Pokój niesie…
Aż nie przyjedzie moja matka.
Ludziom wszem.
A u żłóbka…
Tego nigdy nie umiałem. - Co ten gryzoń robi na moim stole? Nie lubię oglądać obiadu przed ugotowaniem.
- Czy pozbyliśmy się małego gdy chorował na ospę? Nie. Może i myśleliśmy o tym przez minutę czy dwie, ale to rodzina.
- Dobra robota, Jensen. Ustrzeliłeś choinkę.
- Dzięki, doktorku, zaczynam już czuć się lepiej. Nogi mam jak z waty, głowę też. Kumbaya, my lord, kumbaya! Kumbaya, my lord, kumbaya! Kumbaya… Chodźcie no, wszyscy razem! Nie psujcie zabawy! Znacie słowa, zaśpiewajmy razem! Kumbaya…
- Gwiazdka? Dawniej byliśmy za biedni, żeby kupować sobie prezenty. Dawaliśmy sobie ból głowy.
- Jak się czujesz, babciu? Mały wirus? Nie najlepsze samopoczucie? Proszę bardzo: tu jest zupa, chusteczki, trochę syropu przeciwkaszlowego. Hej! To jest duch! Od razu wyglądasz lepiej. Dobra, wynośmy się stąd.
- Kiedy byłem dzieckiem ryby to były jedyne zwierzaki domowe… Z wyjątkiem kleszczy…
- Kiedy byłem mały nie miałem stojaka, musiałem sam trzymać choinkę!
- Kiedy byłem na wojnie (…), jako poduszki używałem wiązki dynamitu!
- Kiedy byłem na wojnie, już o 4 rano piłem popołudniową herbatę.
- Kiedy byłem na wojnie, musiałem wytrzymać przez 3 kontynenty.
- Kiedy miałem 5 lat, miałem własny dom i pracę.
- Kiedyś, jak byliśmy na wojnie, to dzień w dzień jedliśmy śnieg. Czasami od święta jedliśmy też kapuśniaczek. Później okazało się, że śnieg i kapuśniaczek smakują tak samo. O mało nie doszło do buntu…
- Kiedyś latałem na lotni bez lotni.
- Kolejna gęba do wyżywienia.
- Michael Grunewald na przewodniczącego. Jeśli chcesz dobrze, głosuj na innego.
- Miłość to wojna, a może wojna to piekło, to chyba znaczy, że miłość jest piekłem.
- Mój kumpel Peterson traci nogę… nie swoją oczywiście.
- „Mój ojciec co tydzień nurkuje w wodospadzie Niagara”! Wydziedziczę cię, jeśli jeszcze raz powiesz coś takiego!
- Niedługo przestanę znosić twoje aroganckie komentarze.
- Ocalcie Skandynawię, atakuje Norwegię, ocalcie Norwegów, to też są ludzie, to też są ludzie!
- Pan McDonald farmę miał… Ija, ija, oou!
Ta, ale zabrał mu ją rząd…
Ija, ija, oou! - Pozwól nazwać cię najdroższą, kocham cię!
Słodko szepnij mi do ucha, kocham cię!
Niech miłosny ogień bucha serce wre!
Pozwól nazwać cię najdroższą, kochajmy się! - Przestań komikować, dla mnie masz za słabe teksty.
- Torreadorzy nie mają noży,
gdy byczuś ich rozłoży,
to wtedy są chorzy! - Uczulenie buduje charakter, spójrz na mnie.
- W czasie wojny zostałem postrzelony 13 razy! 13 razy w tył głowy!
- W te święta dostałem od was w prezencie:
dwanaście robaków, jedenaście dzieciaków,
sąsiadów okropnych, dziewięć lat bezrobotnych,
osiem psów, co wyją, siedem krów, co tyją,
sześć długów do spłacenia,
pięć napraw do zrobienia,
cztery sprawy karne
i trzy sny koszmarne,
proszki od bólu głowy dwa
i tę żonę, która zawsze przy mnie wiernie trwa! - Właśnie tu, właśnie tu, na podusi główkę złóż, właśnie tu. Tak to był nasz bojowy hymn. Jak cała kompania wymyta, wypucowana wyruszała w miasto.
- Wyzwoliłem Francję, mając tylko durszlak.
- Mam już na oku używany kaftan bezpieczeństwa. Z opaską na oczy i kneblem do kompletu.
- Ile razy mówiłem ci, że nie budzi się śpiącego na sprężynującej desce do prasowania?!
- Doskonała Ludwiczku… Ale do usuwania rdzy z Titanica !
- Znam psychiatrię na wylot! Studiowałem z Freudem! Mój pluton przezywał mnie "Chory Na Głowę"!
- Nie pouczaj mnie kolego! Mój syn jest taki amerykański, yyy… jak te frytki wymyślone przez Francuzów!
Ludwiczek
edytuj- Kurcze, ludzie to kanalie.
- Mam wrodzoną niechęć do sportu.
- Moja głowa zawsze puchnie rano, to od wilgoci.
- Nareszcie, jezioro Winnibigoshish. Było piękne, doskonałe… wynajęte.
- O, kuchnia!
- Szafa gra!
- Sople spadły na dach???
- Taka głowa mi się podoba, szczuplej z nią wyglądam.
Jen Glenn
edytuj- Dawno, dawno temu były sobie 3 świnki… Co? Dlaczego tylko 3? Kogo oni chcą oszukać? Świnie są wszędzie, jak w tym mieście: Andersonowie, Grunewaldowie, Jensenowie…
- Glenn, Glenn! Ile razy mam ci powtarzać? Żadnych tłuściochów na drzewach! To szkodzi drzewu!
- Jak możecie tu siedzieć i dyktować mi prawo do wypowiedzi!? To wolność słowa ludzie!! Wolność!!
- Jeśli o mnie chodzi, to te świnie zasługiwały na zburzenie domu. Co za idiota buduje dom ze słomy!?
- Kto daje dziecku na imię Złotowłosa?! Nic dziwnego, że stała się przestępcą. Jej rodzice byli walnięci - powinno się ich było zamknąć!!
- Kto o mnie mówi!? Kto o mnie mówi!! Żeby mi się to więcej nie powtórzyło!!
- Minuta po dwunastej. Wiesz co to oznacza!? Spóźniłeś się!
- Potem Złotowłosa weszła do kuchni, gdzie znalazła trzy miski owsianki. Nie nawidzę owsianki!! Kto to w ogóle napisał?!
- Rano potrzebne mi było mleko. Wiesz co musiałam zjeść przez ciebie!? Suche płatki! Suche! Bez mleka! Podrapałam sobie podniebienie. Nie wierzysz mi? Chcesz zobaczyć moje usta!? Spójrz na nie!!
Inne postacie
edytuj- Czy zamiast globusa mogę użyć głowy Ludwiczka?
- Postać: Greg
- Ile razy mówiłem ci, żebyś nie wystawiał głowy przez okno, ktoś może ci ją uciąć!
- Postać: Ben Glenn
- No wstawaj, Louie. Spóźnisz się do szkoły. Pamiętasz kuzyna Miltona? Spóźniał się do szkoły i skończył jako kierowca ciężarówki. Nie ma w tym nic złego, ale nie widzę cię pracującego pod samochodem. Nie, to by zniszczyło twoje ręce, przecież nie chcesz zniszczyć sobie rąk. Na pewno wolisz pracować rozumem.
- Postać: Ora
- Ten makaron z niespodzianką,
z pyszną szynką i śmietanką
to jest specjał na sto dwa
rondla mistrzem dziś Ora!- Postać: Johnny Love
- Widzę Londyn, widzę Paryż, i Ludwika widzę gary! To znaczy galoty.
- Postać: Glenn Glenn
Dialogi
edytuj- Ora Anderson: A co ty masz dla swojej matki?
Andy: Mam już na oku używany kaftan bezpieczeństwa. Z opaską na oczy i kneblem do kompletu.
- Andy: A więc powiadasz, Jensen, że ptakologiem, tak? Łapiesz ptaki i rozkładasz je na czynniki pierwsze?
Jensen: Otóż nie, jestem patologiem, badam przyczyny zgonu.
Andy: Hę. Obracasz sztywniaków, co?
Jensen: Otóż do pewnego stopnia masz rację.
Andy: Możesz popilnować mięsa?
Jensen: Chętnie.
Andy: Ej, chyba nie przyszedłeś prosto z pracy?
Jensen: Nie, nie, nie.
Andy: To dobrze, bo nie chcę tu mieć żadnych patologicznych hamburgerów.
- Policjant 1: Dojeżdżamy na miejsce.
Andy: No dobra, podawaj lampki!
Policjant 2: Ej ty tam! Nie ruszaj się! Rzuć broń!
Andy: Głupku, nie świeć mi w oczy.
Policjant 2: Złaź grzecznie z drabiny z rękami do góry.
Andy: A niby jak mam to zrobić?
Ludwiczek: Ale będzie ubaw.
Policjant 2: Ręce do góry!
Andy: No dobrze, już dobrze. Auuuuu…
Policjant 1: Trafiony, Joe.
Ludwiczek: Tato. Przetrzymałeś to?
Andy: Jasne! Ludwiczku, kiedyś latałem na lotni bez lotni. Jestem niewinny.
Policjant 2: Ręce do góry!
Andy: Zawieszałem moje własne lampki na domu biednej pani Stilman. Jest samotna.
Policjant 1: A czy właścicielka wie o tym?
Andy: Jak może wiedzieć. To niespodzianka! Ja mieszkam w tamtym domu. Tam!
Policjant 1: I chce pan rozwieszać lampki tutaj?
Andy: To pomysł mojej żony, panie oficerze. Ja nie chcę zawieszać żadnych lampek!
Policjant 1: Mieszkasz w tym ładnym domku? Nie wierzymy ci.
Policjant 2: Skuj go!
Andy: Ej! Jestem poważnym, uczciwym obywatelem. Ja… ja walczyłem na wojnie.
Ludwiczek: Panie władzo! Panie policjancie! Halo! Panie władzo! Jestem jego synem. Ludi Anderson.
Andy: To mój synek!
Ludwiczek: Tata mówi prawdę. Te lampki są naprawdę nasze.
Policjant 1: Dobra! Możesz opuścić ręce, synku.
Policjant 2: To znaczy, że możesz opuścić ręce.
Ludwiczek: Właśnie opuściłem.
Policjant 1: Niech pan wraca do roboty, panie Anderson.
Policjant 2: Ale jeden warunek: Na tym domu wszystkie lampki mają się dobrze trzymać. Albo tu wrócimy.
Andy: Szczęście, chłystku że ścierpły mi palce.
- Danny Anderson: Mamy dzisiaj mecz i moja drużyna mnie potrzebuje.
Ludwiczek: Jasne, bez ciebie na pewno przegraliby. Dziesiąty mecz z rzędu…
- Druh: I jak z nauką współpracy? W porządku?
Ludwiczek: Świetnie. On mnie ciągnie, a ja jestem ciągnięty.
Druh: Doskonale!
Ludwiczek: Zatrzymaj się. Upadłem. Proszę cię, stary…
- Ludwiczek: To negatywne myślenie, druhu.
Glenn Glenn: Nie myśl o tym jak o aresztowaniu.
Ludwiczek: Pomyśl, jaka to świetna okazja, by z bliska i dokładnie poznać komisariat.
- Andy: Wyprowadzicie mnie za dom i rozstrzelacie?
Ludwiczek: Kto puścił parę?
Andy: Wiedziałem!
Ora: Uspokój się, Andy. Nikt cię nie wyprowadzi i nie zastrzeli.
Ludwiczek: Psujesz zabawę…
Ora: Słuchaj, to nie byłaby niespodzianka, gdybyś wiedział, dokąd jedziesz.
Andy: Dobrze, tylko żebym nie wpadł na słupy telefoniczne.
Ludwiczek: On psuje nasz plan!
- Rodzina: Niech nam żyje sto lat!
Andy: Aaa! Pali się! Pali się!
Ludwiczek: Tato, twój tort urodzinowy!
Ora: To była niespodzianka!
Andy: Taa, tak jak Pearl Harbor. Ale liczą się intencje. Dzięki. Ludwiczku, może zeskrobiesz mi kawałek tortu ze ściany?
- Andy: Zła wiadomość: wasza babcia przyjeżdża.
Ludwiczek: Babcia? A jaka jest dobra wiadomość?
Andy: Nie ma żadnej dobrej. Pamiętacie babcię, prawda? Niezła z niej kobitka. Oczywiście na mnie jej nie zależy, nie znosi mnie. Mówiłem wam już o tym? Jakby wasza matka miała wyjść za prezydenta Stanów Zjednoczonych. Wini mnie za to, że nie może odwiedzać córki w Białym Domu. A poza tym jest uroczą istotą. Jeżeli nie wspomni się o niezdrowej cerze, żółtych zębach i oddechu, który mógłby zabić dinozaura. Tak, to wyjaśnia ich wyginięcie, jeśli się tak spokojnie zastanowisz.
Ludwiczek: Dzięki za podwiezienie, tato.
Andy: Ej, a wy czemu nie idziecie?
Tommy: Nie ma mowy! Oddech jak u dinozaura?
Ludwiczek: Może być gorszy niż u taty!
Andy: Słyszałem to!
- Babcia: Andersonowie na pierwszym miejscu. Myślałam, że nie dożyję tego dnia.
Andy: Obiecanki cacanki…
Babcia: Przeziębię się na twoim pogrzebie.
Andy: Jasne, przeżyjesz całą rasę ludzką…
- Ludwiczek: Co ty robisz?
Andy: Układam mięso w porządku alfabetycznym, a myślałeś, że co?
Ludwiczek: Ej, tato, widzisz różnicę?
Andy: Otworzyłeś drzwi i nie zapaliło się światło, to co?
Ludwiczek: Nie, u mnie!
Any: Tak. Nie pomagasz mi zbytnio. Mógłbyś potrzymać mi latarkę? Może się przy tym czegoś nauczysz.
Ludwiczek: Tato, to musztarda!
Andy: Zgadłeś. Wiesz, to jest lodówka i możesz w niej znaleźć dużo znajomych rzeczy.
Ludwiczek: Mówię o twojej górnej wardze. Myślałem, że naprawiasz lodówkę.
Andy: Dobra, naprawiam też swój ząb trzonowy. Wiesz, kiedy ja pomagałem memu tacie nie mieliśmy latarek. Nie mieliśmy światła! Trzymałem lustra, żeby nakierowywać słońce! Tak pomagałem ojcu.
Ludwiczek: Kiedy robił rysunki w jaskiniach?
Andy: Słyszałem to!
- Ludwiczek: Tato, choinka się przekrzywiła!
Andy: Postaw za telewizorem, nikt nie zauważy. Za 35 baksów powinna śpiewać i tańczyć.
- Ludwiczek: Patrz, tato! Pani Stillman nie ma nawet choinki.
Andy: No to jest bogatsza o 35 dolców.
- Andy: Dobra Ludwiczku, sprzedajemy dom.
Ludwiczek: Tato, nie możesz!
Andy: Wiem, synu, kochasz to miejsce, ja też je kocham, ale radykalne sytuacje wymagają radykalnych kroków.
Ludwiczek: Tato, ten dom nie jest nasz.
Andy: Czepiasz się szczegółów.
- Jen Glenn: I zdejmij to opakowanie! Dodaje co najmniej 100 gramów! 100 gramów, słyszałeś?!
Ludwiczek: Żartujesz? Słyszał cały stan.
- Ora: Andy, myślałam, że zabierzesz mnie na musical.
Andy: Bo tak jest. Zaczną gwizdać po wysadzeniu mostu.
- Andy: Nie słyszę tuby, mój luby!
Ludwiczek: Wolę dudy…
- Andy: Za moich czasów wszystko było zielone: makaron, ziemniaki, sałata…
Ludwiczek: Bo sałata jest zielona, tato!
Andy: Jasne, my to zaczęliśmy.
- Ora: Co tam robisz, Sally?
Sally Tubs: To będzie coś wprost wyśmienitego! A ty?
Ora: Och, jeszcze się nie zdecydowałam. Przygotowuję się. Też kroję, podgrzewam piecyk…
Sally Tubs: Ubijasz masło!
- Laura: Ludwiku, co ty tu robisz?
Ludwiczek: Ociekam.
- Andy: Proszę, Danny, tylko dolar za nieskoszenie trawnika. Laura, udało ci się dostać 75 centów za używanie telefonu 24 godziny dziennie. Carol, pół dolara za niewynoszenie śmieci. Aaa, Ludwik! Zapominam zawsze, ale na pewno czegoś nie robisz.
Tommy: Hej! A może byś w końcu spojrzał w dół!
Andy: Przepraszam, nie chciałem cię urazić. Tu masz grosik, Tommy za bycie pięcioletnim i nie robienie absolutnie niczego.
- Andy: W podobny sposób zmieniłem bieg rzeki Alabama.
Ludwiczek: Jakiej rzeki?
Andy: Wy, dzieci, znacie ją teraz jako rzekę Missisipi!
- Ludwiczek: Co robisz?
Andy: Układam mięso w porządku alfabetycznym, a myślałeś, że co?
- Andy: Kto kosi ten trawnik, kto grabi liście, kto sprząta po twoim psie?! (Do Jensena)
Ludwiczek: zawsze ja…
- Ora: Andy, dobroczynność zaczyna się w domu!
Andy: To niech się zaczyna u kogoś innego. I niech się tam kończy!
- Andy: Wiesz Ludwiczku, czasem to dobrze kiedy ludzie wyjeżdżają.
Ludwiczek: Jak to tato?
Andy: Nie wiem! Staram się tylko pomóc, ale daj mi szanse dobra?
- Babcia: Andy, zapomniałam ci powiedzieć. Byłam dzisiaj w garażu i poukładałam dla ciebie narzędzia.
Andy: Co?
Babcia: Poukładałam je w porządku alfabetycznym.
Andy: Co?!
Babcia: Nie musisz mi dziękować.
- Andy: No, już czas na wyścigi.
Babcia: Beze mnie. Pracuję w wypożyczalni łyżew.
Andy: To wielka strata, babciu. Przydałyby się twoje mięśnie. AŁ!
Babcia: Przepraszam.
- Ludwiczek: Możemy wziąć tego kota? Proszę, mamo. Proszę. To najwspanialszy kot na świecie. Och, mamo, proszę.
Ora: O, nie. Koty liżą masło.
Ludwiczek: Co?
Ora: Tak, tak. Wskakują na stół i liżą masło. Zjesz je potem i ghaa!
Andy: Jasne, przecież wszyscy o tym wiedzą.
Ludwiczek: Chcesz nas pozabijać? Masłolizacz.
- Helga Anderson: Andrew, zjedź tutaj.
Andy: Po co?
Helga: Przecież Eryk tu mieszka. Możemy wpaść do niego i powiedzieć mu dzień dobry.
Andy: Wiesz co, mamo? Po prostu zwolnię, a ty wysiądź i powiedz dzień dobry. Odbiorę cię jak będziesz wracać.
Helga: (gdy Andy mija zjazd) Przegapiłeś zjazd! I jaki jest następny znak?
Andy: Wiesz, mamo, chętnie cię wysadzę, żebyś mu się dokładniej przyjrzała.
- Tommy: Tato, babciu, jesteście do siebie coraz bardziej podobni!
Helga: Bo jesteśmy spokrewnieni!
Andy i Helga: Takie nasze szczęście!
- Ora: Poślij mu płaską pigułę, synku!
Ludwiczek: Mama? (Wszyscy patrzą na Orę z zaskoczeniem)
Andy: Nie słuchaj jej, Louie! Wal z góry! Hej, porządkowy! (do sprzedawcy hot dogów) Wyrzuć tę babę z dziesiątego rzędu!
- Ludwiczek: Laura, wiesz jak się robi jajka?
Laura: Niby skąd mam wiedzieć? Spytaj mamę.
Ludwiczek: Mama śpi. Chcę się tylko dowiedzieć jak się robi jajka.
Laura: A co? Może wyglądam jak kura, głąbie?
Ludwiczek: No, patrząc na ciebie muszę przyznać, że jest pewne podobieństwo!
- Dina Stillman: Moja teściowa poszła do sklepu, a tam był… Elvis Presley!
Pani Jensen: Elvis Presley?
Ora: No nie!
Dina: Wyobraźcie sobie. Ładował do wózka masło orzechowe i banany!
Kitty Grunewald: Powinien zmienić dietę, bo moim zdaniem facet pęknie kiedyś jak balon!
Ora, Dina i Pani Jensen: No co ty, Kitty! Nigdy, nigdy!
- Kitty: Parę lat temu Earl był w Las Vegas i nagle usłyszał ten głos. Odwrócił się i zobaczył samą Ann Margaret!
Ora: Tę, która pracuje w stoisku z mrożonkami?
Kitty: Nie! Nie tę!
- Andy: Wybaczcie, ale muszę lecieć! Są kłopoty! A wiecie, że kłopoty to moja specjalność!
Ora: To dlaczego na drugie imię masz Szczęsny?
Andy: To tajemnica.
- Glenn Glenn: Louie, jaką mamy godzinę?
Ludwiczek: Wpół do trzeciej.
Glenn Glenn: Źle! Godzinę tortur!
Ludwiczek: Ale godzina tortur była rano!
Glenn Glenn: Ty chyba zgłupiałeś! Mamy teraz godzinę tortur cały dzień, bo jest lato!
Ludwiczek: No to już nie muszę nosić zegarka!
- Jeannie: Puść Ludwiczka, Glen Glenn!
Glenn Glenn: Tak, bo co?
Jeannie: Bo jeśli nie, to zaraz pocałuję cię w usta i będę tak słodziutka!
- Ludwiczek: Mamo, wystawiamy w szkole Królewnę Śnieżkę. Mam główną rolę!
Ora: Będziesz grał królewnę?
Ludwiczek: Mamo, pięknego księcia!
- Andy: Ludwiczku, znowu nie możesz strawić pulpetów mamy? Rób to co ja. Połykaj kawałki w całości jak pies. Dzięki temu nie czuje się smaku.
Ludwiczek: Dzięki, tato.
Ora: Kolacja! Pulpety!
- Babcia: Andy, mogę dostać szklankę wody?
Andy: Jasne, babciu. Zlew jest tutaj. To ta wielka dziura w bufecie!
Ora: Andy!
Andy: Chciałem powiedzieć, idę, babuniu!
- Ora: Andy, nie wiem czy to dobry pomysł zostawić dzieci w domu. Zanosi się na zamieć.
Andy: O czym ty mówisz, Ora?
Ora: Widzę dwa płatki.
Andy: A ja trzy!
- Ludwiczek i Tommy: Pa, pa!
Ora: Chłopcy, numery wiszą na lodówce gdybyście zadzwonili! Żadnego jedzenia przed kolacją i oglądania telewizji po dziewiątej! A jeżeli zagracie w Zaginionych Na Wyspach Mórz Południowych... Proszę, zdejmijcie buty!
Andy: Czemu nie przeczytasz im naszych testamentów? Jedźmy stąd zanim wybuchnę!
- Andy: Ora, Jensen jest stuknięty!
Ora: Andy, to nasz sąsiad!
Andy: On zajmuje się truposzami!
Ora: Każdy ma jakieś hobby.
Andy: On do tego jest wegetarianinem!
Ora: To on pewnie lubi słodkie ziemniaczki! (do Jensena) To ty jesteś wegetarianinem, który zajmuje się truposzami?
- Babcia: Andy, uściskaj mnie!
Andy: Ble! Przepraszam.
- Ora: Louie, żadnych słodyczy przed Halloween!
Ludwiczek: Nie jesteś dobrą mamą!
Ora: Wiem!
- Andy: Panie władzo, czy to prawda, że w Turcji złodzieje są skazywani na odcięcie dłoni?
Policjant: Nie jestem pewien.
Andy: A gdyby tak przesadzić ten zwyczaj na nasz grunt, co?
- Andy: Ora, gdzie masz otwieracz?
Helga: Daj mi to, Andrew! (po otwieraniu słoika) Czyim ty jesteś synem?
- Ora: Andy, mam dla ciebie idealne miejsce do spania.
Andy: Spiżarka? Co ja jestem? Rolmops zmarynowany z cebulką?
- Ludwiczek: Tato, obudź się!
Andy: Mówiłem ci, że nie budzi się gościa śpiącego na sprężynującej desce do prasowania!
- Andy: To ropa! Jestem bogaty!
Jensen: (gdy Andy zostaje oblany ropą) Raczej śmierdzący, niż bogaty.
- Ora: Co się stało, Louie?
Ludwiczek: Tata wyrzucił panią Robertson!
Andy: Cześć, synku. Jak było w szkole? Co jest? Zaniemówiłeś?
Ludwiczek: Ty Brutusie!
Andy: Co to za wyzwiska? Jak on powiedział?
- Ora: Andy, widziano UFO.
Andy: Obcy? To bzdury! Rolnik przysnął na kombajnie, zrobił kilka kółek, wszystko sfotografował i teraz nazywa to miejsce lądowaniem UFO! I stał się sławny!
Ora: Andy, to nie są bzdury. Obcy porwali młodą kobietę i wyssali jej mózg.
Andy: W to nawet wierzę.
- Andy: Nie wiedziałem, że w sąsiedztwie mieszka tyle dzieci.
Chłopiec w przebraniu ducha: Cukierek czy psikus?
Andy: Widzę, że nie mam szans. Pewnie godzinami szyłaś swój wspaniały strój, zmoro.
- Ludwiczek: Proszę, mamo! Weźmy psa!
Ora: O, nie. One linieją!
Ludwiczek: To co? Tato też.
- Andy: Ta panna Robertson powinna uczyć podstaw! Czytania, pisania, liczenia i zwiadów!
Ora: Tego ostatniego nie uczą w szkole.
Andy: Przecież to najważniejsze!
- Ora: Jesteśmy na miejscu!
Ludwiczek: Restauracja pod wielką rybą!
Andy: Złowiłem tę rybę kiedy byłem w waszym wieku.
Ludwiczek: Tato, ona jest z drewna.
Andy: To było dawno. Teraz skamieniała.
- Andy (jako diabeł): Dalej, Ludwiczku! Przejedź się! Co z tego, że przelecisz się do sąsiedniego hrabstwa i wystraszysz parę krów?
Ora (jako anioł): Nie musisz jechać na tym Oddechu Smoka. Możesz zostać ze mną na zawsze. Nauczę cię robić dżem!
- Eryk Anderson: Cześć, Andy! Jak leci?
Andy: Przepraszam, nie zapraszałem żadnych domokrążców! (zamyka drzwi przed Erykiem, który próbuje trzymać drzwi)
Eryk: Andy, przecież to śmieszne!
Andy: Gdzie indziej sobie sprzedawaj te swoje encyklopedie, koleś!
Helga: Andrew, kto przyszedł?
Andy: To tylko jeden z tych nudnych akwizytorów.
Eryk: Mamo, to ja, Eryk!
Helga: Eryk, wejdź tu! Wejdź!
Andy: To mój brat, Eryk! (otwiera drzwi Erykowi, który wpada do domu) Jak miło cię widzieć, staruszku.
Eryk: I ciebie także.
- Ora: Andy, nie mogę uwierzyć, że nasz Louie kompletnie cię nie obchodzi!
Andy: Louie? Kto to taki?
Ora: Andy!
Ludwiczek: Idę do kina. Wrócę wieczorem. (odjeżdża rowerem)
Ora: To właśnie on! Twój syn!
Andy: To nasz? Myślałem, że pożyczony.
- Trener Rockwell: Louie, stawaj w drużynie bez koszulek!
Ludwiczek: A czemu Teco nie zagra bez koszulki? Jest chudszy! (Ludwiczek zdejmuje koszulkę)
Glenn Glenn: O matko! Ale gruby wieloryb!
- Andy: (podczas gry w wisielca) Ostatnia litera to…?
Ludwiczek: Y.
Andy: Tornady? Co to jest Tornady?
- Ludwiczek: Tato, miej serce.
Andy: Tak, leży w lodówce.
- Ora: Ludwiczku, babcia zrobiła ten sweter własnymi rękami.
Andy: A czym? Stopami?
- Ora: Louie, wiesz już o co poprosić Mikołaja?
Ludwiczek: Z limitem 5 dolców możliwości są nieskończone. Mogą być na przykład nożyczki do paznokci albo magnes na lodówkę!
Andy: Ludwiczku, kiedy byłem w twoim wieku, cieszyłem się gdy dostałem na Święta węgiel i trzeba było go oszczędzać, bo nigdy nie starczało go nam na całą zimę!
Ludwiczek: Tak, to wiele tłumaczy. Dzięki za sugestię.
- Ludwiczek: Gdzie idziesz, tato?
Andy: Na Biegun Północny! A gdzie myślisz, że idę?
Ludwiczek: Tato, Mikołaj nie wchodzi drzwiami, tylko przez komin!
Andy: Przez komin?! Oszalałeś?!
Tommy: Mikołaj musi wejść przez komin!
Andy: Mikołaj musi wejść przez komin, bla, bla, bla!
- Andy: Ludwiczku, Tommy, jedziemy do babci!
Ludwiczek: Dlaczego musimy jechać?
Andy: Bo ją kochamy.
Ora: Babcia złapała grypę. Zrobimy jej kolację. Trochę towarzystwa dobrze jej zrobi.
Andy: Wasza matka chce powiedzieć, że nieszczęście lubi towarzystwo, więc będę nieszczęśliwy w towarzystwie.
Ora: Andy! (podaje Andy'emu miskę gorącej zupy)
Andy: Ała!
Ora: Uważaj! Zupa jest gorąca!
Ludwiczek: Nie możecie zabierać Tommy'ego do chorej osoby, bo on jest słabowity!
Tommy: Nie jestem!
Ludwiczek: Łapie grypę ot tak!
Andy: Niezła próba, ale nic z tego.
Ludwiczek: Tato, pamiętasz jak ostatnio Tommy się rozchorował?
Tommy: Mówiłem ci, że mogę zjeść całą kostkę masła!
Ludwiczek: Ble! na całym tylnym siedzeniu Ramblera! Ale byłeś wtedy wściekły.
Andy: Dzieciak ma rację.
Ludwiczek: Zmieszał chili sokiem z grejpfruta. Wyobraź sobie ten kolusz na tylnym siedzeniu.
Andy: Ora, Ludwiczek i Tommy zostają w domu.
Ora: No nie wiem.
Andy: Daj spokój. Ledwo co pozbyliśmy się tego zapachu po ostatnim razie. Straszne są po nim plamy.
- Ludwiczek: Tato, Tommy i ja mamy dla ciebie prezent.
Andy: O, jak miło! Widzisz, Eryk? Dzieci kochają swojego staruszka… co to jest? Węgiel dla kochanego starego ojczulka?
Ludwiczek: No wiesz. Żebyś nie zamarzł, tato.
Andy: Tak, wiem co mi chcesz teraz powiedzieć, mój kochany syneczku. To powinno ogrzać całą naszą dużą rodzinę. Przynajmniej do lutego.
- Ludwiczek: O której wrócimy do domu?
Ora: Mecz zwykle trwa 3-4 godziny.
Tommy: Louie, jak nie wrócisz to zajmę twój pokój, co?
Ludwiczek: Wypchaj się!
- Andy: Ora, nie ciskaj! To jest za ciasne!
Ludwiczek: Myślałem, że jesteś za chudy, tato.
- Ludwiczek: Tato, nie zauważyłeś, że leje jak z cebra?
Andy: Masz na myśli ten rzadki kapuśniaczek? Ja przeżyłem na Morzach Południowych potężne monsuny, przespałem huragan na Hawajach i podczas pory deszczowej przepłynąłem Atlantyk tam i z powrotem! To był deszcz, a teraz to marna imitacja porządnego deszczu: zwykła mżawka!
- Andy: Po pierwsze, Mikołaj powinien być gruby, a facet tak zbudowany jak ja… Kto uwierzy, że jestem wystarczająco gruby, żeby być Mikołajem? Ora, nie tak ciasno! Chcesz mnie udusić?
Ora: Rozmawiałam dziś rano z twoim bratem Erykiem, i zaprosiłam jego wraz z rodziną, a także twoją mamę do nas na Wigilię.
Andy: Ała!
Ora: Przepraszam, Andy. Czyżbym cię ukłuła?
Andy: Nie. Myśl o wizycie Eryka i mamy jest bardziej bolesna niż ukłucie szpilką.
- Ora: Andy, Louie wkrótce zostanie aktorem!
Andy: Co? Louie potworem? Zrób z nim coś!
Ora: Premiera w czwartek.
Andy: Chce ze mną powalczyć? Chętnie poboksuję!
Ora: Tak, Królewna Śnieżka.
Andy: Jasne, kochanie. Możesz spać ile tylko chcesz.
- Andy: Muszę do toalety! Zaraz wracam!
Ora: Andy, zaraz będzie przerwa! Bądź kulturalny!
Andy: A czy to będzie kulturalne jeśli zrobię tu powódź?
- Ora: Andy, dzwoni twoja mama.
Andy: Powiedz jej, że jestem w ogrodzie, w dalekiej Kanadzie.
- Andy: (gdy Ludwiczek wchodzi do kuchni z kamerą) Inwazja z Marsa! Odłóż tę spluwę!
Ora: Louie, myślałam, że jesteś w kinie!
Ludwiczek: Postaraj się, tato. Przesuń się do mamy tak jakbyś chciał ją przytulić.
Andy: Ale jak?
Ludwiczek: Mamo, zgrywaj niedostępną. (Ora uderza Andy'ego w bark zgrywając niedostępną)
Andy: Ten bark mam trochę kontuzjowany!
Ludwiczek: Mamo, przytul tatę!
Ora: Chodź tu, Andy! (przytula Andy'ego i daje mu buziaki)
Andy: Dobra, wystarczy!
Ludwiczek: I cięcie!
Andy: Ora, co ty wyprawiasz? Przytulasz mnie przy dziecku? Wiesz czym to grozi?
- Andy: Louie, nad czym się zastanawiasz? Jestem twoim ojcem.
Jojo Pinaczopulos: Louie, kto ci pomógł przez całe lato?
Andy: Louie, kto ci pomógł przez całe życie?
Jojo: Musisz być odpowiedzialny, Louie!
Andy: Bądź lojalny, Louie!
Jojo: Kto cię uczył? Kto ci doradzał?
Andy: Kogo to obchodzi? Louie, kto cię stworzył w nicości… No, przy skromnym udziale mamy.
- Andy: (kierując karabin na Ciapka) No i co teraz powiesz, rogaczu?
Ludwiczek: Nie strzelaj, tato!
Andy: To ten pies Grunewalda? Ciapek, tak? Nie! To jest najprawdziwszy amerykański jeleń z białym ogonkiem!
Ludwiczek: Trafiony, tato! Jak na to wpadłeś?
Andy: Po pierwsze, to bydle wcale nie jest w ciapki!
Ora: Andy, co w ciebie wstąpiło?! Znowu uderzyłeś się w pracy w głowę?!
Andy: Na łóżku Ludwiczka siedzi jeleń!
Ora: Nie obchodzą mnie wasze wojskowo-policyjne wojenne porachunki! Zapamiętaj sobie: w moim domu nie będzie nabitej broni! Nigdy, nigdy, nigdy!
Andy: W porządku. Ty tu rządzisz.
- Andy: Pięć dolarów na każdy prezent!
Ora: Na pewno znajdziecie sobie coś ładnego na Gwiazdkę.
Ludwiczek: Tak, Tommy, ty proś litery od A do L, a ja wezmę od M do Z, i możesz też dostać tablicę, na której możesz pisać "Dziękuję, tato.".
- Tommy: Co to jest?
Ludwiczek: To język.
Tommy: Język? Ludzie to jedzą?
Ludwiczek: Tak, to prawdziwy przysmak. Pamiętasz pana Hallorana? Portiera, który zmarł rok temu? To jego, mama go tu zostawiła.
- Ludwiczek: Muuuuu!
Krowa: Zamknij się!
Ludwiczek: Co?
Krowa: Masz problem, kolego?
Ludwiczek: Jak i ty. Utkwiłem.
Krowa: Przecież możesz wyjść z pokoju kiedy tylko chcesz.
Ludwiczek: Nie, nie mogę. Boję się.
Krowa: Czego?
Ludwiczek: Tornada!
Krowa: Też mi coś! A kto nie?
- Ludwiczek: Od kiedy zachorowała pani Glenn całe miasto świruje!
Ora: Zdefiniuj "świruje".
Ludwiczek: Dobrze. Tato, mam 12 godzin wolnego. Opowiedz mi o wojnie.
Andy: Jakiej wojnie?
Ludwiczek: Mamo, uważaj to za definicję.
- Ora: Wiecie, że nie znoszę plotek.
Andy: Pewnie. Tak jak pszczoły miodu.
Ora: Ale nie uwierzycie co dzisiaj zrobiła. Doprowadziła hydraulika do łez!
Tommy: Kto?
Andy: A jak myślisz? Podpowiem ci. To nie była królowa Anglii. To była syrena przeciwmgielna, która mieszka na końcu ulicy!
- Ludwiczek: Kto chce wejść do domu na gorącą czekoladę?
Jeannie, Mike, Toddler i Teco: Ja!
Ludwiczek: Cześć, mamo.
Ora: Kto chce gorącej czekolady?
Ludwiczek: Ona czyta mi w myślach.
- Helga: Może pogadamy o moim starym, kochanym fotelu na biegunach?
Andy: Znowu się zaczyna.
Helga: Andrew, wiesz co się stało z tym fotelem? Postawiłeś go na pucharze Eryka i rozwaliłeś! Oto co się z nim stało!
Andy: A kto postawił puchar Eryka na samym środku salonu?
- Andy: Słuchasz mnie?
Ludwiczek: Nie!
Andy: I dobrze!
- Pani na obozie: (rozmawia z Orą przez telefon) Witam, pani Anderson. Niech go pani spyta sama. Jest niedaleko.
Ora: (przez głośniki) Louie, tu mama! Chciałam tylko wiedzieć czy masz dosyć majtek, misiu. Nie noś ich dwa dni z rzędu. Buzi!
- Andy: Podsadź mnie na 10 palców!
Ludwiczek: Jest 10 palców!
Andy: Podnieś na 12! (Ludwiczek i Andy wspinają się na mur)
Jensen: Trzymaj się mnie i uważaj. Jest bardzo ślisko.
Scott: Trampek! Gdzie jesteś?
Ludwiczek: To oni!
Andy: Hej, Jensen! Co wy robicie na dachu?
Jensen: Opalamy się!
Andy: Przychodźcie zaraz do nas!
Jensen: Nie ma potrzeby. Jest nam dobrze.
Andy: Co? Przecież leje!
Jensen: Jakoś wytrzymamy, a zaraz się przejaśni. (zaczyna grzmić)
Andy: To nie jest wiosenny deszczyk, człowieku! To jest powódź! Nie czytałeś biblii? Potop się zaczął od takiej powodzi, Jensen! Złaźcie stamtąd!
Jensen: Nie, nie będziemy się narzucać! Serdeczne dzięki!
Andy: Facet jest śmieszny! Życia nie zna (w domu) i nie wie co to jest porządna powódź! (dzwonek do drzwi)
Ora: Andy, otwórz drzwi.
Andy: Chyba nie widziałem kogoś tak upartego! (otwiera drzwi, za którymi stoją Jensenowie) Jensen? Macie dosyć opalania?
Jensen: Otóż chętnie wejdziemy do środka.
Ora: Jak miło widzieć mokrego sąsiada!
Andy: Zrób z tym porządek!
- Kurier: Specjalna dostawa od telekomunikacji!
Andy: Od nich można się spodziewać tylko rachunków.
Kurier: No właśnie.
Andy: Ora!
Ora: Chwileczkę, bo dzwonię!
- Mike: Chyba nie zgubił się pan, panie Anderson?
Andy: Żartujesz? Nie wiem co to słowo znaczy!
Mike: Znaczy, że się zupełnie nie wie gdzie się jest.
Andy: Obóz jest tam! Słyszę go! Świetnie się orientuję! Jestem chodzącym kompasem! (Andy spada z klifu do rzeki)
Mike: Chyba toczącym się kompasem.
- Helga: Syn Eryka wygrał stanowy konkurs naukowy, a wiersz Amandy ukazał się w River Digest.
Andy: Wiersz Tommy'ego powiesiliśmy na lodówce!
Helga: Co ostatnio zrobił Ludwiczek?
Andy: Jaki Ludwiczek?
- Ora: Możesz mówić co chcesz, Andy, ale my wzięliśmy ślub 27 lutego!
Andy: To był 26 lutego! Pamiętam jakby to było wczoraj!
Ora: A jaki dzień był wczoraj?
Andy: Niedziela!
Ora: Źle! Poniedziałek, sklerotyku!
Andy: Niech ci będzie! Więc pamiętam to tak dobrze jak by to było przedwczoraj!
Ora: To dlaczego w akcie ślubu jest data 27?
Andy: Bo urzędas się pomylił! To było 26 i kropka!
Ora: Nie wmawiaj mi, że nie pamiętam daty własnego ślubu! Ja zawsze obchodzę tę rocznicę! W przeciwieństwie do ciebie, stary pierniku! (Ludwiczek gra na tubie) Andy, zachowuj się!
Andy: To nie ja! To siła muzyki.
- Ora: Co tam robisz?
Andy: Tworzę arcydzieło!
Ludwiczek: Hej, Da Vinci! Lepiej, żebyś nie był zbyt głodny!
- Babcia: Andy, podaj mi dużo lodu, proszę.
Andy: Chętnie dałbym jej w łeb całą tą bryłą!
- Ludwiczek: Wstawaj, Glenn! No już!
Glenn Glenn: Kołdra spadła i nie mogę znaleźć misia!
Ludwiczek: To bedą moje największe koszmary przez najbliższy rok. Obudź się już, Glenn.
Glenn Glenn: Co? Już jest rano?
Ludwiczek: Chodź, poszukamy misia.
- Ora: Apsik!
Andy: Ora, mówiłem ci, żebyś nie całowała tego starego myszołowa! Rozdaje zarazki jak cukierki w Halloween!
- Ora: Tommy ma dziewczynę?
Ludwiczek: Chyba raczej kobietę.
- Ora: To listy, które tata do mnie pisał podczas wojny.
Tommy: A co pisał?
Ora: Trochę skarg na złe jedzenie i na strzelanie, ale głównie opisywał to jak mnie kocha.
Tommy: Serio?
Ora: Mnie i generała Pattona.
- Andy: Dziękuję bardzo, pani Halloran, ale myślę, że możemy użyć mojego trzystopniowego programu. Pierwszy stopień: Pani wyjdzie. Drugi stopień: Ja sam wyleczę Ludiego. Trzeci stopień: Pani wyjdzie.
Pani Halloran: Ale ten stopień już był.
Andy: Ale pani ciągle jest!
- Ora: Niebrzydkie są solniczki i pieprzniczki?
Ludwiczek: Niebrzydkie i nielekkie.
Andy: A pamiętałaś o maści na mięśnie?
Ora: Przepraszam, ale nie miałam już czasu.
Andy: Znów zdrętwiała. Zupełnie.
- Andy: Ora, zerknij na małych pomocników Mikołaja. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, dzieciaki.
Ludwiczek: Wesołych Świąt.
Ora: Jacy wy jesteście cudowni.
Ludwiczek: Nie myślisz, że byłbym cudowny w zwykłym ubraniu?
Andy: Czas to pieniądz, chłopcy. Chodźmy zanim się naprawdę wścieknę!